„Koronawczasy”…
I po wakacjach, minęły „koronawczasy”… Wrzesień przywitał nas iście jesienną pogodą. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pogoda za oknem zmieniła się właściwie tuż przed 1 września – rozpoczęciem roku szkolnego w nowej, pandemicznej rzeczywistości – z fajnej, cieplutkiej, letniej aury w burą, jesienną nijakość.
Dziękujemy, że jesteś z nami. Jesteśmy portalem obywatelskim. Nie finansują nas żądne samorządy. Jednak by działać i być niezależnym potrzebujemy Twojego wsparcia. Możesz nas wesprzeć poprzez serwis Patronite.
Dziękujemy za Twoje wsparcie.
Byłeś świadkiem jakiegoś wydarzenia? Chciałbyś nas o czymś poinformować? Chcesz pochwalić się swoimi działaniami?
Byłeś świadkiem jakiegoś wydarzenia? Chciałbyś nas o czymś poinformować? Chcesz pochwalić się swoimi działaniami?
Szara rzeczywistość
Tego roku nie mieliśmy właściwie zbyt wiele z lata. Całą ładną, cieplutką wiosnę przesiedzieliśmy pozamykani w czterech ścianach z powodów nie do końca w tej chwili dla nas jasnych. Nawet gdybyśmy faktycznie chcieli skorzystać z pogody i gdzieś wyjechać, to i tak nie było dokąd – obiekty wypoczynkowe, hotele, kina, restauracje, strefy rekreacyjne a nawet szlaki górskie i lasy zostały zamknięte. Z początkiem maja (tuż po majówce) wszystkie te miejsca, za łaskawym przyzwoleniem miłościwie nam panujących zaczęły powoli ożywać. Co z tego, kiedy w tym samym czasie zaczęła się psuć pogoda, a wyjazd za granicę dalej pozostawał w strefie marzeń. Czerwiec był paskudny, pierwsza połowa lipca także. Najgorsze było w tym wszystkim to, że jeśli chodzi o plany urlopowe, nie mogliśmy praktycznie niczego przewidzieć ani zaplanować. W związku z „dynamicznie rozwijającą się sytuacją”, „oczekiwaniem na wypłaszczenie” i innymi tego typu duperelami, nie mogliśmy przewidzieć co nagle wpadnie do głowy wiecznie niewyspanego ministra Szumowskiego i czego, kiedy i gdzie zakaże. Jedyne co nam pozostało, to postawić na tzw. „spontan” i wypoczynek w kraju bez zbytnego planowania, myślenia czy też przygotowania.
„Koronawczasy” w kraju
Ja i tak od ładnych kilku lat stawiam na wypoczynek w kraju, więc byłem bardzo ciekaw tegorocznego przeludnienia we wszelakich miejscowościach wypoczynkowych i restauracjach. Według danych statystycznych 78% Polaków planowało w tym roku wyjazd na wakacje. Z czego aż 72% deklarowało, że spędzi urlop w Polsce. Prawie połowa z tych 72 procent deklarowała, że pojadą nad morze, 26 procent wybrało góry, 13 procent Mazury a 22 procent tzw. „inne miejsca”. Potwierdzenie tej statystyki można było doskonale zobaczyć wchodząc na kamerki online z polskich plaż. W popularnych nadmorskich miejscowościach wypoczynkowych ludzie tłoczyli się tak bardzo, że koronawirus nie miał czym oddychać, umierał i nie atakował. Zresztą stężenie alkoholu w powietrzu na przeciętnej polskiej plaży wynosi mniej więcej tyle ile zawartość moczu w Bałtyku, więc wirus i tak nie miałby szans się rozwinąć. W kupie siła, drodzy Rodacy!
„Koronawczasy” w Ustroniu
Ja z kolei, należałem w tym roku do grupy, która wybrała góry. Udałem się więc wraz z rodziną na camping do oddalonego o szalone 65 kilometrów Ustronia, uprzednio informując właściciela kempingu i moim planowanym przybyciu. Zrobiłem to dlatego, że spodziewałem się zastać na miejscu pole zawalone camperami z całą rzeszą (nie wiem, czy to dobre słowo) emerytowanych Niemców. Moje obawy wzięły się stąd, że błędnie oceniłem ich tegoroczne zainteresowanie naszym krajem. Myślałem, że z powodu szalejącej u nas epidemii nie będą chcieli się zapuszczać w te zakazane rewiry. Moją teorię obalił film z otwarcia granic, tuż po zniesieniu przez rząd ich blokady. Otóż film ów ukazuje całe stada camperów oraz passatów z przyczepami campingowymi, które wtarabaniły się do Polski w niezliczonej ilości tuż po podniesieniu szlabanu. Naprawdę nie wiem, gdzie się to rozpierzchło, ale patrząc na Beskid Śląski, nie można było powiedzieć, żeby coś się zmieniło w liczbie wczasujących tam obcokrajowców w stosunku do roku ubiegłego.
Gdzie Ci wszyscy ludzie?
Tak więc po długiej, wyczerpującej, liczącej niecałą godzinę podróży dotarliśmy na miejsce. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że na miejscu nie ma przeludnienia a właściwie występuje „niedoludnienie”. Gdzie ci wszyscy ludzie? Odpowiedź poznałem po spacerze do centrum. Pomimo tego, że był środek tygodnia, to turystów było tyle, że nie można było swobodnie przejść chodnikiem, nie mówiąc już w ogóle o znalezieniu stolika w restauracji. Horror. Uciekliśmy z centrum najszybciej jak tylko się dało. Tymczasem w oddalonej o 30 minut spacerkiem, urokliwej kolorowej dzielnicy Jaszowiec, gdzie mieści się nasz kemping, panował błogi spokój i cisza. Poza weekendami, na które tłumnie zjeżdżała młodzież wyposażona w namioty, śpiwory i skrzynki z wódką, nie uświadczyliśmy przez nasz dwutygodniowy pobyt praktycznie żadnych kolejek, czy tłoku.
Wnioski?
Pomimo tak dużej liczby Polaków, spędzających chcąc nie chcąc urlop w kraju, spokojnie można było znaleźć urokliwe miejsca zapewniające spokój i intymność, pozwalające na wysokiej jakości wypoczynek. Wszystkie obawy związane z przeludnieniem okazały się tylko połowicznie uzasadnione. Miejscowości znane, z dużą liczbą miejsc noclegowych zostały w tym roku rozdeptane przez miliony sandałów. Jednak ciut dalej od ich centrów, panował porządek i spokój. Takie same przemyślenia usłyszałem od znajomych wracających znad morza czy Pojezierza Mazurskiego. Można? Można! Dzięki wprowadzeniu bonu turystycznego możemy również w przyszłym roku spodziewać się, że wielu Polaków wybierze nasz kraj na miejsce, w którym spędzi urlop. Polecam więc szukać miejsc nieco oddalonych od centrów najpopularniejszych miejscowości turystycznych, bo w groźbie skrajnego przeludnienia mogą okazać się alternatywą dużo ciekawszą i bardziej atrakcyjną!
Byłeś świadkiem jakiegoś wydarzenia? Chciałbyś nas o czymś poinformować? Chcesz pochwalić się swoimi działaniami?
Koronawirus na kopalniach. Kilka słów o hejcie
Kłopotliwe korzystanie ze stacji benzynowej