Wolny rynek nie zadziała

Poniedziałek, lodówka pusta, trzeba więc wybrać się do sklepu. Zaczynamy prawie codzienne święto kapitalizmu – kupowanie. A co po kupowaniu? Wyrzucanie, tylko dlaczego to tak drogo kosztuje?

Święto.

Pierwsze jest pieczywo – świeże, pachnące, nie ma się czemu dziwić, głęboko zamrożone może swój smak długo trzymać. Pakujemy w foliowe woreczki i do koszyka. Następne są warzywa i owoce, również koniecznie trzeba zapakować nawet jedną marchewkę w siateczkę foliową. Mięso, warzywa mrożone, różne inne przekąski – to wszystko jest pakowane w kolejne plastiki. Człowiek przychodzi do domu, zaczyna się proces lokowania produktów w lodówce. Część opakowań od razu ląduje w koszu i tu pojawia się kolejny problem, co i gdzie?
Wystarczy znaleźć pierwszy lepszy informator, nt. segregacji odpadów, żeby dowiedzieć się, ile się nie wie. Szkło białe i kolorowe, papier i tektura, butelki pet – damy radę. Schody pojawiają się, gdy napotkamy opakowanie wytworzone z różnych materiałów. Wtedy nie mamy pewności, do którego pojemnika powinno trafić. Jak trudna potrafi być sztuka segregacji, świadczy choćby ilość oznaczeń na produktach.

Musisz być EKO!

Nawoływania do bycia ekologicznym słyszymy wszędzie – radio, telewizja, gazety, internet. Wszystkie te media krzyczą do konsumenta o tym, iż musi zostawiać jak najmniejszy ślad węglowy lub proponują mu produkty w pełni eko, usprawiedliwiając tym samym jego sumienie. Właściwie to im więcej oznaczeń „eko” ma dany produkt, tym lepiej [sic!]. Wszystkie te zabiegi mają się jednak nijak do działań wielkich firm, którym nie przeszkadza, by co weekend w akompaniamencie wpadającej w ucho muzyki śpiewać „kup więcej!” i sprzedać w listopadzie czereśnie sprowadzane, np. z Hiszpanii w cenie 60 zł za kilogram. O co więc chodzi?

Obecna polityka konsumencka przypomina starą metodę rządzenia – stwórz sobie problem i zaproponuj jego rozwiązanie. Jak pisałem we wcześniejszym tekście „Eko dla każdego?”, zmierzamy do katastrofy klimatycznej. Koncerny jednak zrzucają całą winę na konsumenta. To w jego sumieniu powinna się pojawić myśl „chyba robię coś źle, ziemia przez to traci, powinienem czynić inaczej”. Tym „czynieniem inaczej” najczęściej jest jednak sięgnięcie głębiej do swojego portfela po produkty eko. I cóż z tego, że „uprawy ekologiczne” są dla matki ziemi bardziej niszczące, bo nowoczesne metody produkcji (od których tak wszyscy się wzbraniają) wymagają mniej zasobów, np. powierzchni uprawnej. Rolnictwo podobno ekologiczne jest również mniej wydajne od przemysłowego o ok. 20%. Czy więc rolnictwo Eko ma więcej walorów zdrowotnych? Wątpię.

Coraz większe koszty.

Niedawna pikieta w Gorzycach przeciw wysokiej opłacie śmieciowej jest w mojej opinii bardzo słuszna, jednak pomylono adresata/ów. To nie gmina jest winna wysokiej stawce, tylko to, iż musimy kupować w dużej części produkty, które są opakowane w materiały, z którymi nie do końca wiadomo co później zrobić. Winne są korporacje, namawiające nas na ciągłe kupowanie, jakby to miało stanowić jedyny cel naszego życia. I co z tego, że już nie możemy więcej przejeść?

Wyjście?

Koniecznym staje się uregulowanie wszelkich firm, by odpowiadały za swoje produkty, także po wyjściu z hali produkcyjnej. Czy pojawią się głosy o zamachu na swobodę prowadzenia działalności, nakładania kolejnych regulacji, uciskania przedsiębiorców lub (o zgrozo) budowaniu kolejnego socjalizmu? Oczywiście. Będą one wyśmienitą okazją, by wszelkim wolnościowcom głośno powiedzieć – firmy nie są same dla siebie i swojego zysku. Spełniają pewną społeczną funkcję, działają na ziemi o ograniczonych zasobach, więc muszą być poddane regulacjom prawnym, tzn. płacić za wytworzone odpady i propagowanie szkodliwych postaw.

Previous post Od stycznia nastąpiły zmiany przepisów w ruchu drogowym
Next post Kij w gniazdo szerszeni, przepał na 14 milionów?