Eko dla każdego?
Początkowo temat, na którym chciałem się skupić był zupełnie inny, a ekologia miała być tylko jego częścią. Jednak niedawny list Łukasza Kohuta do abp. Jędraszewskiego wywołał lawinę komentarzy, począwszy od matki Łukasza, lewaków, czarnych, odniesień do Niemiec, po zwyczajną aprobatę lub dezaprobatę obu opinii. Co wywołało takie poruszenie?
Warto na wstępie zaznaczyć pewien fakt – kryzys ekologiczny jest i będzie postępował w zależności od siły naszych działań. Do 2030 roku (zostało nam już tylko 10 lat!) powinniśmy ograniczyć o połowę skalę emisji, zaś w 2050 roku powinna być na poziomie gospodarki zero emisyjnej. Brak zmian to dla zwykłego człowieka powinna być jasna świadomość, iż nie będziemy zamiast jabłek hodować oliwek. Temperatury wypalą ziemię na wiór, a starsi mieszkańcy będą padać jak muchy nie wytrzymując ich, będzie brakować wody (której Polska ma najmniej w przeliczeniu na mieszkańca w UE), a system energetyczny, jeżeli ciągle będzie oparty na węglu, regularnie będzie serwował blackouty i kolejne stopnie zasilania, a to tylko przedsmak całej zabawy.
Unia, samorząd a co na to reszta?
Obecne przekrzykiwanie się, którego jesteśmy świadkami, pokazuje skalę zaangażowania w zmiany na różnych szczeblach. Najmocniejszy jest poziom UE oraz samorządów, pozostałe zaś są okazjonalne lub przynoszą co najwyżej skutek odwrotny od właściwego. Samorządy już od wielu lat starają się reagować na kryzys, lecz nie z pobudek nauowych. Smog, który w naszym regionie dusi Mieszkańców jest jedynym przebijającym się do świadomości lokalnych polityków negatywnym efektem spalania węgla. Spalanie gazu, węgla w kotłach V klasy już jest ok, lecz to w dalszym ciągu są źródła energii oparte na paliwach kopalnych. Efektem tego jest ciągły wzrost emisji CO2 do atmosfery.
Nie miejmy im ani mieszkańcom tego za złe, jesteśmy regionem górniczym, ukształtowanym przez tradycję wydobywania węgla. Czarne mundury, czarne paliwo w domu jeszcze wiele lat będą kształtować świadomość mieszkańców jako paliwa swojego, zapewniającego nam pewność dostaw ciepła i prądu.
Bilet w jedną stronę?
Droga jest jednak jedna – jeżeli chcemy żyć tak jak dotychczas, musimy odejść od węgla w domu i profesjonalnej energetyce. Obecnie często w zwyczajnej dyskusji bagatelizujemy katastrofalne skutki, jakie niosą zmiany klimatyczne. Argumentujemy, że przecież inni również spalają węgiel, w dodatku więcej. Teraz trochę danych – jako emitent jesteśmy 21 krajem na świecie (a według grupy badawczej Global Carbon już na 18), więc 20 państw emituje więcej. W dodatku nasz zachodni sąsiad i ulubiona ofiara jako „tego złego” – Niemcy – emituje w UE najwięcej. Czy zatem jest to powód do powtórnego zwrotu w kierunku węgla? Nie! Koniecznością jest finansowanie rozwoju Odnawialnych Źródeł Energii, lecz również budowy pierwszej polskiej elektrowni atomowej. Nie ma co się bać energii atomowej, w Polsce działały i dalej działa reaktor atomowy. Nie jest on przeznaczony do wytwarzania energii, lecz do badań oraz produkowania materiałów stosowanych w medycynie. Uruchomienie nastąpiło w 1974 roku – to oznacza ponad 45 lat eksploatacji! Można? Można. Unia emituje poniżej 10% wszystkich gazów cieplarnianych, same tylko Indie oraz Chiny emitują ponad 1/3. Czy to znaczy, iż można zrzucić odpowiedzialność tylko na nich, a my znowu nie musimy podejmować żadnych działań? Kolejny raz trzeba powiedzieć jasno – oczywiście, że nie.
Gospodarstwa domowe to nie jedyny problem.
Same samorządy również powinny już tworzyć strategie minimalizacji skutków zmian klimatycznych. Trudności są tu również z tzw. dołu. Świadomość mieszkańców regionu, który dzięki węglu stał się tym, czym jest, nie można zmienić z dnia na dzień. Mimo, iż obecna nagonka węglowa jest słuszna, to nie gospodarstwa trzeba obwiniać za zmiany klimatyczne, tylko profesjonalną energetykę. Domowe gospodarstwa na swoje potrzeby zużywają prawie 14% wykorzystanego węgla, zaś energetyka ponad 65%. W starciu z węglem zwykłe domy odpowiadają tylko za lokalny smog, dokładając cegiełkę do ocieplenia, jednak nie największą. Kampanie świadomościowe nt. węgla, promocja nowych form uzyskiwania energii, rozbudowa miejskich sieci ciepłowniczych oraz przygotowanie infrastrukturalne miast na kryzysy pogodowe to moim zdaniem największe wyzwania stojące obecnie przed samorządami. Sami zaś musimy przekonać się, że węgiel przestaje być motorem naszego rozwoju, a jest kołem młyńskim u jego szyi.
Droga jest wytyczona, opisana na niezliczonych stronach porozumień klimatycznych i opracowaniach naukowców, kiedy więc i my pójdziemy tą drogą?