Seniorzy w czasach pandemii
Rząd wprowadził „godziny dla seniora”, żeby osoby starsze mogły łatwo i bez przeszkód zaopatrywać się w najpotrzebniejsze artykuły w czasach pandemii koronawirusa. Zobaczmy jak sprawa „godzin dla seniora” wygląda w rzeczywistości i dlaczego pomysł jest średnio udany.
Żyjemy w czasach, w których informacja rozchodzi się z prędkością światła po całym globie. Gdy w jakimś mieście na drugim końcu świata eksploduje samochód-pułapka, agencje informacyjne są w stanie zredagować i przekazać nam tę wiadomość w ciągu zaledwie kilku minut. Gdy Donald Trump po raz kolejny palnie jakąś głupotę albo przekrzywi mu się podejrzanie rudy tupecik, to w ciągu godziny, w serwisie YouTube zaroi się od filmików ukazujących to bardzo ważne zdarzenie. Taka prędkość rozpowszechniania się informacji przydaje się nam teraz, w dobie koronawirusa, tak bardzo jak nigdy dotąd. W czasie rzeczywistym śledzić możemy przebieg epidemii, nie odchodząc od ekranu komputera i obserwować jak poszczególne państwa radzą sobie z niewidzialnym wrogiem. Kiedy w roku 2014 w Afryce Zachodniej rozszalała się gorączka krwotoczna Ebola, informacje nie docierały do nas tak szybko. W Gwinei, w wiosce Meliandou, dwuletni chłopiec zmarł na jakąś dziwną, paskudną chorobę. Chwilę później zmarła jego rodzina i lekarze, którzy próbowali ich wyleczyć. Nikt nie drążył tematu. Któregoś dnia, pan Mbutu wszedł sobie do dżungli, jak zwykle. Jednak kiedy dwa tygodnie później wrócił ze swoim mózgiem w reklamówce, to afrykańskie władze zaczęły się nieco martwić, że dziwna choroba może się szybko rozprzestrzenić. Ministerstwo Zdrowia Gwinei w końcu poinformowało WHO o epidemii, podjęto stosowne kroki mające na celu walkę z wirusem. Wskutek epidemii zmarło ponad 11000 osób, głównie w Afryce. Chociaż zaraza „liznęła” też delikatnie inne kontynenty, w tym Europę, to informacje o śmiertelnie niebezpiecznym wirusie były przeplatane z innymi, mniej istotnymi głupotami, co wzmacniało naszą obojętność na wydarzenia w Afryce. Ostatecznie jednak udało się w znacznym stopniu poskromić śmiertelnego wirusa i świat w pięć minut praktycznie o nim zapomniał.
Teraz jest trochę inaczej…
Dziś, kiedy już teraz ludzie na całym świecie chorują na koronawirusa, kiedy mamy globalną epidemię, jakiej świat nie widział od czasów „hiszpanki” z lat 20. ubiegłego wieku, niezmiernie ważna jest rola wszelakich mediów w informowaniu społeczeństwa o jej przebiegu. Spójrzmy na nasze podwórko. W telewizji, internecie, radiu i Bóg-jeden-raczy-wiedzieć-gdzie-jeszcze aż huczy od najnowszych informacji o koronawirusie. W moim mniemaniu, środkiem o najlepszym zasięgu, mimo wszystko pozostaje telewizja. Premier Mateusz Morawiecki, co jakiś czas organizuje konferencje, na których informuje nas o przebiegu pandemii oraz o najnowszych ustaleniach rządu. Pomaga mu w tym minister zdrowia, profesor Łukasz Szumowski, który wygląda na tak zmęczonego całą tą sytuacją, jakby wypił cały spirytus przeznaczony na płyn do odkażania rąk z Orlenu. Nie ma mu się co dziwić. Tłucze nam do łbów w kółko jedno i to samo – „nie wychodźcie z domów, tam jesteście bezpieczni!”.
A my co na to? Niektórzy z nas przestrzegają obostrzeń, inni robią sobie z nich tyle, co Ferdynand Kiepski z „miesiąca trzeźwości”. Spodziewałem się, że największy problem będzie z grupą wiekową 18-25 lat. Ciężko ich będzie utrzymać w domach i powstrzymać od imprezowania. Życie pokazało jednak jak bardzo się myliłem – okazuje się bowiem, że największy problem stanowi grupa 65+ czyli tak zwani seniorzy. Premier, mając na uwadze, że stanowią oni główny elektorat PISu bardzo dba o to, żeby dociągnęli do wyborów, które nie wiadomo kiedy się odbędą. Wymyślił nawet specjalne „godziny dla seniora” – od godziny 10 do godziny 12, w placówkach handlowych, takich jak sklepy spożywcze i apteki, obsługiwani będą wyłącznie seniorzy. Jako, że jest to grupa obarczona największym ryzykiem śmierci po zakażeniu koronawirusem, to takie godziny dla seniora wydają się pomysłem niegłupim.
Dzień z życia seniora
Okazuje się jednak, że rządzący nie docenili naszych staruszków, którzy całą obecną sytuację mają schowaną głęboko tam, gdzie kiedyś… dobra, nieważne.
Babcia Józia wstaje sobie więc jak zwykle o 5:30 – przecież jest już na emeryturze. Może więc sobie pozwolić na ten luksus i poleżeć sobie w łóżku do tak późnej godziny. Kiedy już jako tako się rozrusza, wstanie i się ubierze to może już zacząć następne zajęcie – kłótnię z synem/wnukiem lub sąsiadem, który proponuje zrobienie zakupów. Przecież jest samodzielna, da radę. Trzeba iść po chleb, a za chwilę otwierają piekarnię, czy tam sklep osiedlowy. Żwawym krokiem udaje się więc do którejś z tych placówek handlowych i zaczyna macać pieczywo. Oczywiście bez rękawiczek bo „już się nażyła i żadnego wirusa się nie boi, bo przeżyła wojnę”. Po obmacaniu 30 bochenków wybiera ten idealny i płaci gotówką, „bo karty i te inne, dziwne środki płatnicze to już nie dla niej, tylko dla młodych”. Po drodze wstępuje do Żabki po masło i do mięsnego po dwa plasterki szynki, bo „w Żabce przecież sama chemia”. Nie to, żeby nie miała pieniędzy za zakup większej ilości wędliny – po prostu jutro pójdzie znowu, kupić świeże dwa plasterki. Po obgadaniu z szesnastoma sąsiadkami pod blokiem wszystkich wchodzących i wychodzących „dziwolągów w maskach i rękawiczkach” idzie zjeść sobie śniadanie. „Tyle przygód, a to zaledwie siódma wybiła! Cudowne jest życie staruszka!” Nagle, podczas śniadania, coś wychudzonego do granic możliwości i żałośnie skowycącego ociera jej się o nogę i prawie ludzkim głosem przemawia: „dej mie jeść, bo z głodu zdechnę”. „Mruczuś. Zapomniałam”. Wychodzi więc po saszetkę karmy dla kota. Jedną, żeby miał na świeżo – jutro przecież pójdzie znowu. „Oj, już dziewiąta – za godzinę będę miała sklepy na wyłączność! To dopiero będzie przygoda!” Zbroi się więc jak John Rambo albo inny Arnold i wychodzi. Już z daleka widzi mekkę wszystkich emerytów i rencistów, wyłania się zza mgły niczym Ameryka załodze „Santa Marii” w 1492. Piękna, rumiana, kropkowana biedroneczka śmieje się z szyldu i zaprasza w swoje przepastne odmęty. „Cudownie, kolejka! Jak za dawnych lat! Można będzie postać, poplotkować, poobgadywać dziwolągów w maskach i rękawiczkach oraz nieuprzejme kasjerki, które krzyczą na biednych, starych ludzi, że mają zachować dwa metry odległości od siebie”. Błogi czas stania w kolejce upłynął i pora zrobić zakupy. „Ale co ja właściwie mam kupić skoro zamrażarka pełna mięsa, a w spiżarni mam zawekowane przetwory, które Henio miał zabrać pod Grunwald, ale stwierdził, że koń tyle tego nie udźwignie? Dobra, to 20 deko cukierków na wagę sobie kupię. Pani! Proszę na mnie nie krzyczeć, ja nie ubiorę rękawiczek, bo nie jestem brudna! Co za nieuprzejma smarkula”. Po powrocie do domu i zjedzeniu obiadu z odmrożonego właśnie udźca mamuta, babcia Józia zasiada pod blokiem z koleżankami i zaczyna tradycyjne ploteczki, gdy nagle podjeżdża oznakowany radiowóz i zamaskowani milicjanci krzyczą przez megafon żeby się rozejść. „Co za chamstwo! Przecież ja się dobrze czuję!” Żeby rozładować napięcie, babulinka idzie sobie na spacer do parku. „Park zamknięty? Szczyt idiotyzmu!” Na szczęście zza rogu wyłania się uśmiechnięta, rumiana koleżanka w kropki, łypie na babulinkę swoimi czarnymi, pustymi oczodołami i zaprasza w swoje trzewia. „Co z tego, że godziny dla seniorów właśnie minęły, coś robić przecież trzeba. Nie będę przecież siedzieć w domu jak ci wszyscy zamaskowani panikarze. Nawet gdybym się zaraziła to i tak przecież już mi niewiele zostało…”.
I tak można opowiadać bez końca. Babcia Józia to taki przykład wszystkich zachowań, jakimi w ostatnich dniach raczą nas seniorzy. Nie chcą stosować się do obostrzeń zastosowanych przez rząd, bo przecież oni już swoje przeżyli. Nie potrafią zrozumieć, że w ten sposób narażają dziesiątki, a może i setki innych, młodszych osób, które się jeszcze „nie nażyły”, a również są w grupie ryzyka, przez modne ostatnio „choroby współistniejące”.
Wiem, że nie mogę wrzucać wszystkich seniorów do jednego worka i że nie wszystkie osoby starsze zachowują się w taki nieodpowiedzialny sposób. Jednak z sygnałów które docierają do nas oraz z obserwacji mediów społecznościowych, jednoznacznie wynika, że problem jest poważny. Możecie się ze mną nie zgodzić, ale uważam, że seniorów powinno się w sposób zintensyfikowany sprawdzać oraz karać mandatami za takie zachowania, bo to właśnie przez nie nasza kwarantanna oraz wyrzeczenia nie mają sensu. Panie premierze, skoro musimy przymusowo trzymać w domu nasze dzieci, to może pozwoli nam Pan zrobić to samo z naszymi dziadkami? To dla naszego wspólnego dobra!