Rozmawialiśmy z Celiną Zasadzińską, założycielką Stowarzyszenia Przyjaciół Afryki „Hope for Kids”

Dziś przeprowadziliśmy wywiad z panią Celiną Zasadzińską, założycielką Stowarzyszenia Przyjaciół Afryki „Hope for Kids”, które pomaga małym Gambińczykom. Pani Celina wraz ze Stowarzyszeniem zorganizowała zbiórkę darów, które zostały przetransportowane drogą morską, kontenerem do Afryki. Zapytaliśmy o szczegóły tej akcji.

Wioleta Grzybek: Jak powstało stowarzyszenie?

Celina Zasadzińska: W 2007-2008 r. przystąpiliśmy z Mariuszem Meggerem do programu TVN „I Ty zostań św. Mikołajem”. Była tam losowana rodzina, dla której robiliśmy paczki świąteczne, według listu dziecka. Od 2009-2015 r. wraz z „Żabka Polska SA„, a później z „Agata Meble” obdarowaliśmy na święta schronisko dla zwierząt w Sośnicy Gliwice. W roku 2016 Mariusz przystąpił do „Zielonych ludków” WWF, ratując rysie i wilki. Zaś ja zaczęłam współpracować z Anną Krzysztoforską. Organizowałyśmy zbiórki odzieży i zabawek dla domów dziecka i rodzin mniej zamożnych. Rok 2017 pozwolił nam poznać „Stowarzyszenie Charytatywna Inicjatywa Zabrze” i razem z chłopakami na dużą skalę zrobiliśmy zbiórkę dla dzieci z domów dziecka. W latach 2017 i 2018 pod opiekę moją i Małgorzaty Wojtaszczyk przeszło kilka bezdomnych osób. Niestety, nie ma ich już wśród nas. Dojeżdżałyśmy także do domów samotnych matek. W Boże Narodzenie 2017 roku rozdałyśmy paczki dla rodzin mniej zamożnych z dziećmi. W roku 2018 zebraliśmy paczki żywnościowe dla seniorów. Rok 2019 pozwolił nam zebrać ok 2 ton darów dla afrykańskich dzieci i dzięki sponsorom wysłać do Gambii. W czerwcu odwiedziliśmy szkoły w naszej gminie, z naszym gościem Jakubem Kucnerem, a w sierpniu wysłaliśmy kilka kartonów odzieży zimowej do Nepalu. We wrześniu dołączyła do nas Alicja Ryt i tak powstało Stowarzyszenie Przyjaciół Afryki ,,Hope for kids”.
Naszym celem było wysłać kontener z darami do Gambii (6-7 ton). Razem z Elą Madej znaleźliśmy ok. 60 sponsorów, którzy opłacili dzieciom szkołę, ale też spełnili marzenia. Wysłaliśmy także ok 50 worków odzieży w Bieszczady.

WG: Czy ciężko jest zorganizować taką zbiórkę?

CZ: Ciężko. Ludzie oddają wiele darów, niestety nie wszystko się nadaje. Czasami są to rzeczy zniszczone. Czasami są dobrej jakości, ale zupełnie nieużyteczne w Afryce. Każda jedna rzecz musi być bardzo dokładnie przejrzana. Czasem jest prana i prasowana, zanim zostanie zapakowana. Przygotowałam około 500 paczek. Było to bardzo wiele wieczorów, czasami i nocy. Każda paczka ma ok. 20-30 kg. Do tego dochodzi zbiórka pieniężna. Trzeba się trochę nagimnastykować, aby ludzie nam zaufali i uwierzyli, że zbiórka jest w dobrym celu i jest prawdziwa.

WG: Jaka jest droga od zebrania takiej ogromnej ilości darów do wysłania ich do Afryki? (Sprawy urzędowe, celne, itp.?)

CZ: Trzeba przede wszystkim potwierdzić swoją tożsamość, a później zabiegać o numer EORI. Jest to numer potrzebny, tak jak NIP w firmie. Bez tego numeru żaden kontener nie może wypłynąć. Jest to bardzo dużo „papierologii”, którą trzeba przesyłać do Urzędu Skarbowego Celnego w Łodzi. Po otrzymaniu numeru EORI zajmujemy się sprawami związanymi z cłem. Za pierwszym razem mega dużo „papierologii”. Potem już z górki. Jeżeli mamy już potwierdzoną tożsamość, mamy numer EORI, mamy załatwione sprawy celne – wtedy dzwoni się do portu. Port wysyła nam tira, na którym znajduje się kontener. Port w Gdyni – tam kontener zostaje zważony, oznakowany, skanowany. Czasem dla kontroli otwierają i sprawdzają, czy wszystko jest zgodnie z fakturą.

WG: „Papierologia” i fundusze na start. Jak udało się Wam pozyskać sponsorów?

CZ: Założyliśmy zrzutkę na pomagam.pl i tam udało nam się szczęśliwie nazbierać 23000 zł na wszystkie opłaty związane z wysyłką. Mówię wszystkie opłaty, ponieważ płaciliśmy po obu stronach. Wysłaliśmy do Gambii około 6000 polskich złotych na opłaty związane z odbiorem tego kontenera. Oprócz tego, tak jak inne fundacje, wspomagamy się zbiórkami publicznymi i puszkami, jak również organizujemy różne bazarki, z których są przekazywane pieniążki za zakup danej rzeczy, na konto fundacji.

WG: Czy uważa Pani, że polskie prawo raczej pomaga, czy przeszkadza w tego rodzaju zbiórkach?


CZ: Powiem tak – rzuca kłody pod nogi. Wszystko jest do przejścia. Jednakże potrzeba na to wiele czasu. Wiele rzeczy, które są potrzebne po tamtej stronie nie możemy wysłać, bo nie ma na to zgody. Tak jak środki czystości, czy kosmetyki. A te rzeczy są tam bardzo potrzebne. Urząd Celny chce bardzo szczegółowo mieć opisane, co znajduje się w danym kontenerze, do tego stopnia, że trzeba im w sztukach podać ilość butów skórzanych, plastikowych, z ekoskóry, ilość koszulek z krótkim rękawem, czy z długim, gdzie przy ilości 5 ton jest to praktycznie niemożliwe.

WG: Bardzo duże grono osób uważa, że większość zbiórek dla krajów najbiedniejszych to zwykły pic na wodę i dary nigdy tam nie trafiają. Spotkała się Pani z takimi opiniami? Ile w nich prawdy? Zdarzają się takie „lewe” zbiórki?

CZ: W krajach Trzeciego Świata jest bardzo duża korupcja. Te zbiórki trafiają na Czarny Ląd, natomiast później jest problem żeby trafiły w dane miejsce. Prawda też jest taka, że wielu Europejczyków jest na Czarnym Lądzie, którzy sami chcą tam zarabiać. I też kombinują. Więc oczywiście że zdarzają się takie sytuacje.

WG: Dlatego Wy dopilnowaliście wszystkiego osobiście.

CZ: Ja starałam się bardzo mocno monitorować co dzieje się z kontenerem. Pilnowałam, aby nie został przeładowany w porcie w Banjul, tylko żeby w całości dotarł docelowo do miejscowości Busumbala. Tam znajduje się szkoła, dla której większość była przeznaczona.

WG: Państwo czekali w Afryce na kontener, czy kontener czekał na Was?

CZ: Odbiór kontenera trwał ponad 2 tygodnie, dlatego ludzie, którzy go odebrali przewieźli go w całości i został rozładowany w magazynie i praktycznie czekał do naszego przylotu. Gdy tylko przylecieliśmy, zaraz drugiego dnia pojechaliśmy do magazynu. Podzieliliśmy dary i zaczęliśmy rozwozić.

WG:  Proszę opowiedzieć jak zostaliście przyjęci na miejscu i jak to później wyglądało.

CZ: Najbardziej ujęło nas przyjęcie w szkole dyrektora Lamina Fadery. Zorganizowali jakby festyn na naszą cześć. Dzieci z gwizdkami, bębnami stały przy drodze. Wszyscy tańczyli, śpiewali. Zebrała się starszyzna jednego z plemion. Ja cały czas płakałam, było to bardzo wzruszające. Każde dziecko chciało nas dotknąć, przytulić. Oni ciągle nam dziękowali, było to niesamowite przeżycie. Oprócz tego odwiedziliśmy jeszcze dwie inne szkoły z darami oraz wioskę, w której mieszkają dzieci przynależne do tych szkół. Rozdaliśmy bardzo dużą ilość pluszaków, zabawek, odzieży. Zakupiliśmy ryż, ziemniaki, cebulę, oleje i rozdaliśmy wśród rodzin. Przywieźliśmy ze sobą bardzo dużą ilość słodyczy, około 400 opakowań żelków Haribo oraz około 100 lizaków, więc również to wszystko zostało rozdane.

WG: Starczyło dla wszystkich?

CZ: W Gambii żyje 2000000 ludzi, można to porównać z Warszawą, w której jest niecały milion 800. Więc te 400 żelek w jednej wsi wystarczyło.

WG: Tak, ale chodzi mi bardziej o lokalne potrzeby. Mieszkańców wiosek, które odwiedziliście.

CZ: Jedyną potrzebą tamtych ludzi jest potrzeba jedzenia. Przeciętnie w Gambii pracuje się za 150-200 polskich złotych, natomiast 50 kg ryżu, cebula i olej to jest koszt około 190 zł. Czyli praktycznie pracuje się tam cały miesiąc za miskę ryżu. I gdziekolwiek nie zapytałam, jakiejkolwiek mamy – „Co potrzebujesz? Co mam Ci dać?” to zawsze otrzymywałam jedną odpowiedź: jedzenie. Oczywiście do tych ziemniaków, czy do tego ryżu jest jeszcze potrzebna ryba. Ale to już sobie ogarniają sami. Jest ocean, są połowy, więc mogą w miarę tanio tą rybę dostać. Natomiast ryż jest sprowadzany z Ameryki, ziemniaki i cebula przeważnie z Holandii. Nie ma swojego rolnictwa, więc wszystko jest sprowadzane. I to jest ból, ponieważ u nas marnujemy bardzo wiele żywności. Niestety Urząd Celny nie pozwala nam na wysłanie tej żywności. Myślę, że taki suchy prowiant w postaci ryżu,u kaszy, czy makaronu bardzo by pomógł. Niestety są to właśnie te schody, których jeszcze na tą chwilę nie potrafimy przeskoczyć. Ale wszystko przed nami.

WG: Jak długo trwał Wasz pobyt?

CZ: Byliśmy tam całe 7 dni – w piątek przylecieliśmy i w kolejny piątek, późnym wieczorem wylatywaliśmy do domu.

WG: Tęsknota za Afryką i tymi ludźmi jest zapewne ogromna. Kiedy kolejna akcja?

CZ: Tak, tęsknota jest do dziś jak oglądam zdjęcia dzieci, czy powitania w szkole to wzruszam się bardzo. Kolejna akcja już ruszyła. Ruszyliśmy z kolejną zbiórką pieniędzy na pomagam.pl, jak również ze zbiórką darów. Jesteśmy umówieni w pierwszych szkołach, gdzie pokażemy na slajdach nasz pobyt w Gambii, trochę opowiemy i będziemy zachęcać ludzi do zbiórek – odzieży, zabawek, pieniężnych. Wszystko można przeczytać na stronie Facebooka „Stowarzyszenie Przyjaciół Afryki Hope For Kids”, tam na bieżąco informujemy, jest podany adres do pomagam.pl, jak również konto fundacji. Zachęcamy również do odwiedzenia tego przepięknego państwa, bardzo malutkiego – Gambii. Jest to najmniejsze państwo Afryki, a jednocześnie bardzo przyjemne. Tam naprawdę człowiek czuje się bezpiecznie. Nie ma żadnych obaw, że ktoś mu zrobi krzywdę. Ludzie są bardzo biedni, ale bardzo szczęśliwi i uśmiechnięci. Od rana do wieczora każdy chce do Ciebie zagadać, każdy pyta co u Ciebie, każdy Cię błogosławi. To naprawdę jest mega urocze. Natomiast lecąc tam zachęcam, aby zawsze coś ze sobą zabrać – kredki, ołówki, pluszaki, jakieś niepotrzebne koszulki po naszych dzieciach. Naprawdę jest gdzie rozdawać.

WG: Dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi.

Zbiórkę na trzeci już kontener można wesprzeć tutaj.

Zdjęcia są własnością Celiny Zasadzińskiej.

Byłeś świadkiem jakiegoś wydarzenia? Chciałbyś nas o czymś poinformować? Chcesz pochwalić się swoimi działaniami?

Previous post Guardians Team na II Międzynarodowych Mistrzostwach Polski w formule K1
Next post Podejrzenie koronawirusa w Raciborzu