
Raport z _o_
Popołudniami oddział okulistyczny jest senny i leniwy. Pacjenci przybywający na operację zaćmy zapełniają go rano, zaś w porze obiadowej wracają do domów. W szpitalnych izbach pozostają nieliczne osoby. Tak nieliczne, że jedną z nocy byłem jedynym pacjentem na całym jedenastym piętrze.
Dzień przed operacją dłużył mi się bardzo. Po obiedzie zasnąłem. Pokój miałem na wysokości pielęgniarskiej dyżurki, dlatego nie drzemałem zbyt długo. Rozmowy personelu przeplatały się ze snem ale w pewnym momencie dochodzące głosy rozbudziły mnie na dobre.
- Gdzie leży pani Iwona N.? (zmienione) – zapytał męski głos.
- Pojechałą już z mężem do domu – odpowiedziała pielęgniarka.
Po długiej chwili ciszy usłyszałem
- TO_JA_JESTEM_JEJ_MĘ_ŻEM.
Głos był metaliczny, niczym wypowiedziany przez maszynę. Niby nie zdradzał emocji ale był nienaturalny i dziwny. Nie widziałem postaci ale wyobraziłem sobie mężczyznę starszego o jakąś dekadę ode mnie, któremu właśnie zawalił się uporządkowany świat. Świat, który zawsze był przewidywalny i składał się z powtarzających sekwencji, nagle stał się czymś niczym sensacyjny film. Do głowy przyszedł mi wtedy kawał o chłopcu, którego wszyscy mieli za niemowę, do czasu aż zapytał przy niedzielnym obiedzie o kompot. Na reakcję zdumionej rodziny tym, że mówi odpowiedział, że nie mówił, bo kompot zawsze był.
Wróćmy jednak do historii. Po chwili ciszy nastąpił słowotok. Myślę, że towarzyszyła mu intensywna gestykulacja. Facet uniósł się, podniesionym głosem zaczął wygłaszać tyradę o tym, że to skandal, że na oddziale jest burdel, że tak nie może być, że jego żona pojechałą z innym mężczyzną. Pielęgniarka odpowiedzią rzeczowo i na temat:
- Proszę Pana. Ja nie sprawdzam tutaj kto jest czyim mężem. Ta pani nie była ubezwłasnowolniona i mogła opuścić nasz oddział z kimkolwiek tylko chciała.
Znowu zapadła cisza. Po dłuższej chwili usłyszałem jakieś krzątanie, szamotanie. Pewnie przeszukiwał nerwowo kieszenie. Facet wpadł na genialną myśl, którą wypowiedział na głos
- Zadzwonię do niej!
Po chwili usłyszałem dźwięk telefonu w którejś z sąsiednich sal. Nie powstrzymałem chichotu. Okazało się, że pani czekała na swojego męża na sali. Rzeczywiście zjechała jakąś godzinę wcześniej na dół, z jakimś znajomym czy krewnym, który pojawił się na oddziale. Z nudów, czekając na ślubnego wybranka odprowadziła go do wyjścia szpitala. Potem wróciła na szpitalna salę. Film sensacyjny się zakończył, żaden “Frantic” nie miał tu miejsca.
Pobyt w szpitalu nie jest rzeczą przyjemną ale te cztery dni które tam spędziłem przyniosło kilka zabawnych sytuacji. Tak się złożyło, że moi towarzysze z sali bywali tylko po kilka godzin, byli pacjentami którzy mieli operowaną zaćmę. Dwaj mieli sporo lat i zaawansowanego Alzheimera. Pierwszy z nich co chwila pytał po co tu jest, ale generalnie leżał na łóżku. Drugi wydawał się całkiem zdrowy, był komunikatywny, sympatyczny i żartobliwy. Powiedzmy, że miał na imię Gienek. Problem dogłębnie uświadomiłem sobie, kiedy po wyjściu z toalety nie wiedział gdzie jest, a po chwili w której badano go w ciemni wrócił z ogromnym zaskoczeniem, że nie jest na sali sam. Operację miałem właśnie w trakcie, kiedy drugi z nich przebywał ze mną na sali. Mam taki zwyczaj, że przed snem na ramkę okularów nakładam obrączkę. Rano nie muszę jej szukać. Tak też zrobiłem przed operacją. Rzeczy zostawiłem na szpitalnej szafce. Pan Gienek pod moją obecność wziął moje okulary i nałożył na nos. Pielęgniarka zauważyła, że przed uchem dynda mu obrączka. Zareagowała. A, że była nieświadoma tego, że to nie jego własność wcisnęła mu obrączkę na palec. Pasowała! A pan Gienek podobno bardzo się ucieszył. Na szczęście wszystko udało się wyjaśnić nim pojechał do domu, a moja własność wróciła tam gdzie być powinna. Ja zaś z obrączką na palcu wróciłem do domu. Odebrała mnie ŻO_NA.
Zdjęcie: B. Navez/Wikicommons