
Psia (nie) dola
Kochamy swoje zwierzęta. Prawda? Zdecydowana większość z nas traktuje swoje zwierzaki jako członków najbliższej rodziny. Zaś ci, którzy zarabiają na hodowli zwierząt muszą o nie dbać, bo to w ich interesie. I chociaż w tym obszarze skandalicznych zachowań i krzywdy naszych braci mniejszych jest bez porównania więcej, to instynkt podpowiada mi, że czym mniejsze stadko tym też troska większa. Z przekazów rodzinnych o babci i jej troskę o krowę żywicielkę, wnioskuję, że tak to po prostu działa. Dobrostan rzeczonej krówki był oczkiem w głowie babci. A podobne historie słyszę od dobrych znajomych, którzy mają starszych krewnych na wsiach.
A teraz o problemie. Mój psi synek nazywa się Kosmo. Jedni weterynarze twierdzą, że trzeba mu zoperować nos i podniebienie. Inni twierdzą, że jest za późno… Taki urok buldogów. Nie piszę tego, żeby się biczować, ani też nie atakuję weterynarzy. Jak to w życiu historia jest złożona i niejednoznaczna. Brachycefaliczne rasy psów to skutek działalności człowieka. Pod tym skomplikowanym słowem kryją się psiaki te, które wyglądają jakby dostały z pięści w pysk – czyli między innymi boksery, ale też mopsy, czy pekińczyki. Nikt mi takiego psiaka kochać nie kazał. Nie zmienia to jednak faktu, że one istnieją. A cena takiej operacji to kwota 3000-12000 złotych.
I teraz pytanie?
Ilu z Was stać na takie wydatki na psa? To jest sedno do którego zmierzam. W polskiej weterynarii nie ma czegoś na kształt NFZ. I nie to postuluję. Zabiegi finansujemy sami. Koszty leczenia przekraczają jednak możliwości zdecydowanej większości społeczeństwa. Zatem czy starsza pani nie może mieć pieska pomagającego jej znosić samotność? A dziadek na wsi nie może mieć kozy, która uwolni go od posiadania kosiarki i jeszcze da mu zdrowe mleko?
Kilka dni temu upadła na senackiej komisji petycja jednej z fundacji, która wnioskowała o zmianę przepisów w zakresie prowadzenia zakładów weterynaryjnych. Na chwilę obecną prowadzenie takiego gabinetu możliwe jest tylko w sytuacji prowadzenia działalności gospodarczej. Weterynarz wolontariusz? Sponsoring usług weterynaryjnych? Nie mieści się w naszym prawie!
Psioczę tutaj, ale sam w trakcie głosowania wstrzymałem się od głosu. Rozumiem obawy i brak zaufania kilku tysięcy weterynarzy do zmian. System trzeba przedyskutować, ale trzeba go zmienić. Na szczęście to nie tylko moja opinia, bo w obronie wspomnianej fundacji stanął między innymi RPO. A zupełnie niezależnie od debat politycznych temat kosztów leczenia weterynaryjnego zaczął pojawiać się w mediach, przykładem jest artykuł Marka Rabija “Wszystkie zwierzęta drogie i tanie”, który ukazał się w Tygodniku Powszechnym.
Autor: Piotr Masłowski