Apel mieszkańca Żor, którego teść zmarł na koronaworusa. Rodzina nie może doczekać się testów!

Apel mieszkańca Żor, którego teść zmarł na koronaworusa. Rodzina nie może doczekać się testów!

Wczoraj po Facebooku krążył poruszający wpis młodego mężczyzny z Żor, który od długiego czasu nie może się doprosić o testy na koronaworusa. Na tą paskudną chorobą zmarł jego teść, a on sam z rodziną mają objawy CONVID-19.

Dziękujemy, że jesteś z nami. Jesteśmy portalem obywatelskim. Nie finansują nas żądne samorządy. Jednak by działać i być niezależnym potrzebujemy Twojego wsparcia. Możesz nas wesprzeć poprzez serwis Patronite.

Dziękujemy za Twoje wsparcie.

Wpis mężczyzny (pisownia oryginalna):

„Post ku przestrodze.
Moi drodzy znajomi i bliscy. Wszystko wskazuje na to, że moge mieć koronawirusa. Daję Wam o tym znać, bo uważam, że każdy powinien wiedzieć, że jeśli trafi na Was, to zostaniecie z tym sami, a służba zdrowia rozkłada ręce. Świadczy o tym nie tylko fakt, że od tygodnia czekam na test (!), ale także tragedia, która nas dotknęła. Na COVID-19 zmarł wczoraj mój teść, a wciąż nie stanowi to przesłanki do tego, by przyspieszyć badania całej mojej rodziny. W tym momencie boję się o zdrowie swoich małych dzieci, żony i swoje. Nie czuję smaku i zapachu, jestem cały obolały, a Ewa w weekend miała kaszel, ból pleców i gardła. Dziś czuje się lepiej, ale wiemy z mediów i relacji z całego świata, że koronawirus jest nieprzewidywalny i często rotuje objawami. Boimy się, a jednak nie jestem w stanie doprosić się nawet o test. Ale po kolei.
W zeszły czwartek byłem u dentysty, zwykły problem z zębem. Tam dowiedziałem się, że potrzebne jest leczenie kanałowe. Nie chciałem ryzykować, mamy ciężkie czasy, poprosiłem więc o antybiotyk. Nic nie zwiastowało tego, co wydarzyło się kolejnego dnia, kiedy odkryłem, że nagle straciłem węch i smak. To jeden z bardzo częstych objawów COVID-19. To uczucie nie dawało mi spokoju, więc zadzwoniłem na pogotowie. Dyspozytorka zasugerowała, że „mam coś uszkodzone” i właściwie całkowicie zbyła moje obawy. Rozpocząłem łańcuch połączeń, odbijając się raz po raz od kolejnych miejsc, które w teorii powinny mi pomóc. Właściwie to telefon do dentysty okazał się najskuteczniejszy, bo właśnie tam pani w recepcji przekierowała mnie do sanepidu.
Sanepid następnie przekierował mnie do szpitala. Po półtorej godziny dowiedziałem się, że mam jechać do Raciborza, do szpitala zakaźnego, gdzie na miejscu pobiorą wymaz i zrobią mi test. Tak też zrobiłem, jednak szpital okazał się zamknięty. Przez domofon poinformowano mnie w laboratorium, że nie biorą wymazów, chyba, że mnie zostawią na oddziale i zrobi to sanepid. Kolejny telefon był do sanepidu w Katowicach, gdzie usłyszałem, że oni testu nie zrobią i mam szukać dalej.
Następnego dnia w niedzielę znowu dzwoniłem do sanepidu, gdzie kolejny raz mnie przekierowywano. Dowiedziałem się, że mam się wstrzymać, bo nie mam gorączki i mam czekać. Podjąłem kolejną próbę. W końcu spisano PESEL mój i moich bliskich i nałożono na nas kwarantannę. Okej, dostosujemy się.
W poniedziałek zaczyna się koszmar. Mój teść po południu zaczyna bełkotać, nie odpowiada jasno na pytania, bolą go ręce i tył głowy. Szwagierka dzwoni po karetkę, informując, że mamy kwarantannę. Godzinę później przyjechała karetka, która zabrała teścia. O 20 wciąż czekali na przyjęcie w szpitalu. Jednocześnie dowiadujemy się, że dzwoniono ze szpitala w Raciborzu do sanepidu i nikt nie wie o naszej kwarantannie.
Dzień później mój teść umiera. Dowiadujemy się, że miał robiony test, ale wynik będzie na drugi dzień. Pojawia się jednak szybciej i był dodatni.
Dzwonię do sanepidu, by poinformować go, że mój teść nie żyje, ja mam objawy, a w domu mam żonę i dwóch małych chłopców. Mimo tego i tak próbowano mnie zbyć. Nie wytrzymałem i wybuchłem przez telefon, walczyłem o żonę i dwójkę dzieci.
Poinformowano mnie po raz kolejny, że nałożono na mnie kwarantannę i dopiero poinformują mnie, co z wymazem. W środę dzwonię, by dowiedzieć się kiedy w końcu przeprowadzi ktoś testy lub jakkolwiek zadba o nasze zdrowie. Te same starania podejmują moi współpracownicy.
Po tych wszystkich zawirowaniach, niezliczonych telefonach i przekierowaniach, po raz kolejny biorą nasze numery PESEL i informują, że będą szukać opcji dla nas wszystkich. Nie chcemy się rozdzielać, nie w takiej chwili.
Piszę to dlatego, bo uważam, że każdy powinien wiedzieć, jak wygląda w Polsce walka z koronawirusem. W telewizji politycy mówią o przepustowości 20 tys. testów dziennie, po czym robione są 4 tys., a ja nie mogę doprosić się o pobranie wymazu przez prawie tydzień, pomimo, że po drodze na koronawirusa umiera mój teść, a ze mną jest moja żona i dzieci.
Człowiek jest pozostawiony samemu sobie. To cud, że nie ma więcej zachorowań w kraju.
Dbajcie o siebie, zachowujcie najważniejsze zasady izolacji i dystansowania i nie lekceważcie żadnych objawów. Chciałbym dać jakieś praktyczne rady, do kogo dzwonić i kiedy, ale jak sami widzicie – każdy radzi sobie sam.”

Jak myślicie, kiedy Żorzanin doczeka się wreszcie testów? Jak twierdzi sanepid wymazobus podjedzie do mieszkańca Żor jeszcze w tym tygodniu. Czy dlatego, że nagłośnił sprawę na Facebooku? Czy tak to powinno wyglądać?

Byłeś świadkiem jakiegoś wydarzenia? Chciałbyś nas o czymś poinformować? Chcesz pochwalić się swoimi działaniami?

Więcej w lokalsi.net

Wioleta Grzybek

Współzałożycielka i członkini Stowarzyszenia Aktywni Społecznie ASy, redaktorka i administratorka wielu stron firm i instytucji w mediach społecznościowych. Dzięki platformom społecznościowym, takim jak Facebook, dociera do nowych odbiorców i potencjalnych klientów. Działa lokalnie na rzecz poprawy warunków życiowych i oświatowych mieszkańców Czerwionki - Leszczyn. Pracownik sklepu charytatywnego dobryduch.pl